Są rzeczy które trzeba ratować od zapomnienia. Szarlotka odeszła razem z Babcią :( pomimo że przewalaczyłem ponad 100 różnych szarlotek i nawet kilka przepisów dało zbliżony smak tamtej szarlotki już nie ma.
Dlatego pomimo iż przepisik prościutki to wrzucam tutaj bo raczej blog nie zginie a pamięć mam standardową nie wzmocnioną.
Dziadkowe lekarstwo
– 1 litr miodu gryczanego
– 2 kilo świeżo wyciśniętych cytryn (około litr soku)
– 1 litr spirytusu
cytryny wycisnąć /przecedzić aby pozbyć się farfocli/
miód rozgrzać mocno w łaźni wodnej dodać sok z cytryn niech się dobrze wymiesza oczywiście pomagamy mu w tym ;)
gorące wlać do spirytusu zakręcić flaszkę/gąsior i wstrząsać aż sie zmiksuje wszystko odstawić cierpliwie poczekać aż się piana zgromadzi i pozbyć się jej /dziadkowa metoda pozbycia to wyssanie poprzez rurkę ale mnie zatykało/
i to koniec jak ostygnie można się już leczyć ale jak postoi to lekarstwo lepiej się komponuje.
Uwagi:
Nie brać dużych łyków lekarstwa bo poczujecie jak wpływa do żołądka i rozpala w nim ogień :)
Żeby złagodzić smak można zmieszać miody gryczany z jakimś łagodnym /to moja mała modyfikacja żeby powstała wersja „junior” mniej gryząca i mniej spirytu leję wtedy/ proponuję jednak najpierw poznać smak oryginalnej dziadkowej receptury bez modyfikacji żadnych bo jest rewelacyjny
Istnieje koncepcja nie cedzenia soku z cytryn /od jakiś powinowatych/ farfocle dają wtedy kwaskowe elementy niespodzianki /mnie ta modyfikacja nie smakowała/
a na co Dziadek to lekarstwo stosował?
generalnie jako szybką rozgrzewkę po przemarznięciu środek wzmacniający i zabezpieczający przed przeziębieniami
ja czasem poprawiam sobie dziadka lekarstwem walory smakowe szarego życia ;) taki "kieliszeczek sherry" zamiast podwieczorku lub podkurek.