W skrócie ruszyło się ostro zarówno w temacie zawodowym jak i hobbistycznym.
Nadciągają istotne zmiany zawodowe i zakładam że w tym roku „mój” WordCamp będzie o WordPressie a nie jakąś blogeriadą.
Nie stać mnie już na dalszą pracę w bibliotece gdzie ściągnęła mnie znajoma na chwilę… a zostałem już prawie 5 lat. Podzieliłem się mimochodem tą potrzebą zmiany z kilkoma znajomymi i powiem krótko:
Mam świetnych znajomych
już mnie motywują do konkretnych działań.
Co prawda plan miałem inny, chciałem najpierw przejść na 1/2etatu w bece a w wolne dni popracować nad angielskim i usystematyzować wiedzę z Pythona, ale Kamil wskazał mi inną drogę nad którą teraz myślę. Po części ten wpis ma pomóc w tym myśleniu i podjęciu decyzji czy wskazana ścieżka (idź do roboty przy WordPressach a Pythona zostaw na popołudnia) jest tym optymalnym podejściem.
Prawda jest taka że wolę Pythona od PHP, ale też wolę WordPressa od Pythona i tu mam ambaras. Kolejny temat to czy początkujący programista 50+ ma szanse na pracę u kogoś (oczywiście przy sensownej ścieżce rozwoju) bo przysłowiowym klepaczem CRUDów nie chcę zostawać. Ekonomia ekonomią ale sprawy typu zadowolenie z tego co się robi są co najmniej tak samo istotne jak wynagrodzenie. Uruchamiając czarnowidztwo bycie jednoosobową działalnością od realizacji czegoś w pythonie wydaje się mieć mniejszą szansę powodzenia od działalności jednoosobowego webdevelopera który w rozpaczy może nawet hurtowo trzaskać instalki Divi ;)
Tak więc temat do przemyślenia w ten weekend jest obszerny. Chyba muszę jakąś herbatę wypić żeby fusy do wróżenia się pojawiły bo każdy z tych wyborów ma swoje plusy i minusy.
Jest jeszcze inna ścieżka (proponowana mi od dłuższego czasu przez wspólnika z beki) też fajna ale już zupełnie od czapy żebym nauczał WordPressa :>
To zaiście szatański pomysł bo lubię się mądrzyć i w niektórych tematach mam o czym, ale niekoniecznie miałbym kursantów bo niestety mówię im prawdę. Robiąc prezkę o źródłach wiedzy o WordPressie sporo czasu zajął mi temat kursów i szkoleń, wynikło mi z tego przeglądu że największe zasięgi (a co za tym idzie zarobki) mają kursy i szkolenia które albo wychwalą swoich kursantów („jaką piękną stronę zrobiłaś Kochana” a w gtmetrixie dwa razy F) albo obiecują gruszki na wierzbie („zostań webdeloperem w 3 miesiące i zarabiaj miliony” gdzie na 7 zjazdów pierwszy jest zapoznawczy, przedostatni jak się sprzedawać rekruterom, ostatni podsumowujący, przez pozostałe cztery masz ponoć dobrze poznać html php i js od zera). Z kolei kursy/materiały które mają naprawdę wartość i są sensowne mają po 100 – 200 wyświetleń na youtube. Tak więc albo słodzisz i koloryzujesz albo nie masz uczniów.
Mam o czym myśleć, a może by tak iść do jakiejś firmy na szkoleniowca (powdrorzeniowego czy produktowego) albo „dokumentalistę”? wtedy ona by zyskała moją merytorykę a ja możliwość mądrzenia się :> tyle tylko że jak wiele wordpressowych firm w kraju ma taki dział szkoleń. Tak piszę i myślę że być może mam naturę pułkownika Graffa, uczeń ma się rozwinąć i posiąść wiedzę, szczęśliwy być mu nie musi.
Koniec zawodowych rozkmin czas na hobbystyczne wynurzenia.
„Fundacja WWW” w której działam dostała akcept do narzędzi googla czyli zostaliśmy uznani jako pełnoprawny NGOs. Może nie jest to jakimś wielkim spektakularnym sukcesem ale bardzo mnie cieszy bo uporządkuje kilka spraw narzędziowych.
Takie zaplecze techniczne bardzo nam się przyda jako klepniętym przez centralę organizatorom tegorocznego #wcwaw (i to jest chyba najważniejsze zdanie w tym poście).
Co to był za piątek tyle zmian nadciąga…