Publicznie podziękować chciałem wszystkim co brali udział w tym szaleństwie, nawet tym co przyszli tylko na preludium :) bo dla mnie liczy się że przyszli, dzięki temu wiem że są z nami. Niestety jak to w życiu bywa nie każdy mógł z tych co chcieli być a szkoda.
Było trochę elementów z gorączki sobotniej nocy oraz prawdziwa jazda bez trzymanki :) ryczenie do mikrofonu własnej improwizowanej wersji rasputina dla wspaniałych koleżanek które swoimi cudownymi trelami głaskały moją duszę próżność i ego trochę wcześniej :). Generalnie od dawna miałem ochotę na karaoke :>
Najbardziej dla mnie dziwnym momentem było jak jacyś nieznani mi kolesie chcieli abym im pomógł przy ich utworku ?? Nie wiem skąd mieli taki pomysł, ale to też było fajne /przynajmniej jak dla mnie/ i chyba akceptowane przez resztę ludzi w knajpie, bo żadne warzywo w moją stronę nie poleciało. Swoją drogą to dziwne.
Dr Jarek dotrzymał słowa uskutecznił wersję alternatywną 1b i mieliśmy własny kocioł piwa, wersja 1 /właściwa/ mówiła o własnej beczce z nalewakiem na stole, zaś wersja 1a forsowana przez właściciela knajpy mówiła o dorobieniu na nasze potrzeby na końcu lady nalewaka.
Nie bójmy się tego stwierdzenia spójrzmy prawdzie w oczy wypiliśmy antał piwa i było mało !!
echh to się nazywa zakończenie stresującego semestru :)
kto i co robił więcej nie napiszę dyskrecja wrodzona /było bardzo bardzo fajnie/ ;) tańce na stole, mamy mistrzynię rzutek, niestety w piłkarzykach nas pokonali, acha po raz pierwszy /być może to nasza zasługa/ podczas moich co dwutygodniowych bytności w norze powstał parkiet taneczny :) stołu pełnego w pewnym momencie pizzy chyba nie warto wspominać ? za to dostawca zdawał się być jakiś zdziwiony że do knajpy pizze niesie :)
podobno gdy dr Jarek grał w naszych barwach w piłkarzyki też byliśmy niepokonani :)