W dniach 15-18 maja jak co roku w Warszawie odbyły się Międzynarodowe Targi książki. Obecne posiadały już numer 53 i jak zwykle odbywały się w PKiN. Miałem możliwość zapoznania się z tym co i jak było na nich prezentowane w drugim dniu dostępnym dla publiczności 17 maja. Pomimo iż gościem honorowym w tym roku był Izrael (już po raz drugi w historii targów) to jednak nie były one zdominowane przez literaturę tegoż kraju, wręcz pomimo znacznej przestrzeni przeznaczonej na Izrael nie była ona nawet tak wyeksponowana jak literatura zza naszej wschodniej granicy.
Aby dostać się na targi trzeba było jak za dawnych czasów odstać swoje w kolejce do kasy. Pomimo iż kolejka była długa posuwała się szybko, dla uściślenia były dwie długie kolejki do dwóch kas stojących przed wejściem do budynku co było bardzo dobrym krokiem ze strony organizatorów. Niektórzy pracownicy bibliotek posiadali identyfikatory umożliwiające im wstęp wolny a co istotniejsze bez kolejki. Cena biletów była jak najbardziej akceptowalna 2 zł bilet ulgowy i 5 zł bilet normalny. Na placu przed wejściem stały tylko dwa stoiska przy czym oryginalna jurta reklamująca wydawnictwo Bezdroża była naprawdę świetna, po lewej od wejścia serwowano wojskową grochówkę. O ile wojskowa garkuchnia była dobrym pomysłem promocji wydawnictwa Bellona o tyle brak informacji przed wejściem na temat zasad wydawania grochówki spowodował w moim odczuciu klapę pomysłu. Skoro grochówka była wydawana na kupony osiągalne przy stoisku Bellony przy zakupie książki to powinni poinformować zwiedzających o tym przed wejściem na Targi a nie jak człowiek zmęczony i głodny rozglądał się odpoczynkiem i strawą po opuszczeniu targów. Zamiast klienta ugłaskać i dopieścić to go tylko rozjątrzali bo przecież nikt nie wróci po kupon na zupę jak już wyszedł z targów a sprzedawać nie chcieli.
Po wejściu do gmachu w recepcji udało się zdobyć przy wejściu plan z rozkładem stoisk ale niestety bez opisu, za to jak wychodziliśmy z Targów była sytuacja przeciwna były opisy ale nie było planów, jako smaczek dodam że przy dokładnym obejrzeniu opisu okazało się że kończy się przy wystawcach na literkę O.
Ponieważ zdarza mi się brać udział w targach z innych dziedzin odniosłem wrażenie pewnej pustki reklamowej, po prostu gadżetowa posucha, na co poniektórym stoisku cukierek, czekoladki właśnie się skończyły, żadnych smyczy, długopisów, notesików ba nawet ulotki nieliczne. Ogólnie z zaobserwowanych materiałów reklamowych to poza katalogami o które czasem trzeba było się prosić to były 3 gazetki związane z Targami wydane przez Gazetę Wyborczą, Rzeczpospolitą, oraz dużeka.pl. Niektórym, wiem z pewnych źródeł że bibliotekarzom, pracownikom IINiSB UW wręczono plakaty i wielkoformatowe kalendarze do powieszenia w miejscu pracy, ale dla zwykłej gawiedzi takich rarytasów raczej nie było. Skłamał bym gdybym powiedział o całkowitej suszy jeśli się trochę „polansowało” to sporadycznie można było dostać miesięcznik lub książkę z demobilu. Swoisty rekord antyreklamy pobiła pani ze stoiska (przemilczę nazwę wydawcy) proponowała ubiegłoroczne katalogi na 2007 rok zachwalając że darmowe, z ciekawostek zaobserwowałem kalendarze wstążkowe na bieżący rok w cenie 5 zł sztuka (nie wiem ile ich sprzedali ale moim zdaniem to raczej powinni rozdawać jako reklamówki maj mamy przecież). Bardzo dobre wrażenie na mnie zrobiło Kalendarium Targów wydane w formie książeczki bardzo czytelnie oraz schludnie wydane, w dwóch językach po polsku i angielsku. Duża ilość autorów rozdających autografy i to również tych z górnej półki budzi uznanie i wzbudza zadowolenie odwiedzających, ale też pobudziło mnie to do refleksji bo oto mamy z jednej strony korytarza wieeeeeelka tasiemcowata kolejka do pani Grocholi a z drugiej kilka stolików ze smutnymi autorami niemal proszącymi aby ktoś chciał ich autograf.
Większość ekspozycji była sztampowa ale trafiały się stoiska z fantazją jak np. Wydawnictwa Drozd obsługiwane przez „wróżkę”. Ciekawą maszynę dystrybucyjną przedstawiła firma zajmująca się audiobookami wrzucasz pieniążek i zamiast kawy wyskakuje płytka z nagraną książką. Absolutnie nie rozumiem dlaczego organizatorzy wyrazili zgodę aby cenne miejsce wystawowe zajmowali handlarze biżuterią (3 stoiska), fotelami niby masującymi czy też kobiecina puszczająca w kółko płytę z nagranymi ptaszkami moim zdaniem z szanowanych targów robi to odpust.
Ścisk i duchotę przemilczę to przecież właśnie ten smaczek odróżniający targi w PKiN od tych w hali Expo na Prądzynskiego, generalnie targi udane, można było popatrzeć na wiele ciekawych pozycji jak np. opasły album poświęcony twórczości Salvdora Dali, dotknąć sław i mieć z nimi fotkę, niektórzy wystawcy mieli bardzo promocyjne ceny na swoje książki, były też ciekawe prelekcje, losowania nagród i inne targowe atrakcje. Targi te zupełnie nie przystają do obrazu zmierzchu książki rysowanego przez niektórych, widać było wielkie zainteresowanie publiczności. W przyszłym roku znów odwiedzę Targi Książki aby zobaczyć z bliska czy formuła targów się wyczerpała czy nie.
czy te smutne twarze innych autorów nie są powodem złej polityki promocyjnej wydawnictw? przecież wiadomo, że znane nazwiska bardziej przyciągają…
inny opis http://bibliotekaprzyketlinga.blogspot.com/2008/0…
Dzięki za komentarz pod postem dotyczącym targów. Ale ten tu – też niczego sobie! Bardziej konkretny niż mój ;-)
Co do gadżetów – potwierdzam, ale ja miałam szczęście, że "załapałam się" na kilka np. kalendarze z Wydaw. Arkady :-) za darmo!
Mamy podobne odczucia co do stoisk z fotelami i upominkami – czy rzeczywiście to było miejsce na tego typu rzeczy?!
Podobne fotki z targów? Może mijaliśmy się przy ich "cykaniu" ? ;-))