W czasach czasy obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej będąc na przepustce stwierdziłem że trzeba zrobić coś alternatywnego bo oszaleję w MON-ie i ufarbowałem się na czerwoniutko (zielony kolor na jaki miałem chęć u nas w kraju nie był dostępny, niebieskiego i innych ciekawych również nie było, takie czasy :().
Wracam do jednostki no to u reszty kompani śmichy, hihy, wyrazy uznania, rano w czapkach biegiem na stołówkę i w kolejkę za michą. Ponieważ stołówka to „czapki zdjąć” i wtedy szef kompani zwany siurem zobaczył moja „drobną” zmianę w fryzurze. Oczywiście nikt z poza naszej kompanii nie widział tej różnicy, gdyż poza ludźmi ze swojego piętra koty nikogo nie znały. Ale mój szef kompani postanowił to zmienić :) choć zapewne nieświadomie. Wyobraźcie sobie jakieś 1 500 żołnierzy (cała jednostka) na stołówce a ten palant zaczyna ryczeć jak dziki „STĘPLOWSKI TY SKURWYSYNU NIE BĘDZIESZ ZE SWOJEGO SZEFA KOMPANII CHUJA ROBIŁ” i w taki to prosty sposób zapewnił ciszę na stołówce i każdy patrzył co za skurwysyn swojego szefa tak wkurwił :) Miał chłop głos potężny to fakt :) i nieźle mnie zjebał aż w końcu dowódca kompanii go zabrał na bok i studził :D.
WOW spełniłem marzenie wielu chłopaków podnieść ciśnienie trepowi. Ale tak się niestety skończyła moja anonimowość, cała jednostka mnie rozpoznawała choć wściekle rudych było ze trzech poza mną. Jak kiedyś poleciałem na lewiznę, po browara to mnie przez lornetkę rozpoznali skubańce i męczyli z kim poszedłem, bo widzieli 2 żołnierzy echh.
Szef jak się „uspokoił” zabrał mi 2 dni urlopu nagrodowego i jeszcze wsadził na tydzień do aresztu za karę. To były moje najlepsze dni w wojsku, dziadkowie dzielili się kremem do golenia (którego jako kot nie mogłem używać), żarcie areszt dostawał jako pierwszy więc było ciepłe, zaprawy (7 kilometrów biegiem co rano) nie było, i święty spokój przez całe dnie.
Sama idea obowiązkowej służby jest taka sobie, ale generalnie ci, co odbyli wspominają pozytywnie (przynajmniej znajomi kumple). I pomyśleć, że ludzie się kaleczą, byle w koszary ie iść.
Cóż mogę powiedzieć… zasadnicza służba wojskowa ta z którą miałem doczynienia mi nic nie dała, może poza jednym przepiłem się, i po 20 latach nadal gorzała mi nie idzie :) W mojej jednostce to była norma półlitra gorzały na łeb (właściwie cholera wie co nam na mecie za płotem dawali) a na zakąskę kawałek cebuli wielkości paznokcia, czyli raczej do powąchania, oczywiście bez żadnej popitki, chyba że jakąś kranówkę ktoś miał w kubku od zębów. Tfuu paskudny olej………..
Przed wojskiem piłem i paliłem oraz wiedziałem co i jak z dziewczynami. W MON-ie nie stanowiło większego problemu jakieś kłamstwo, czy dawanie sobie rady jak ktoś ukradł mi ręcznik (metoda była jedna ukraść kolejnemu). Więc nic nowego mnie nie spotkało zmarnowałem rok czasu, szczęściem potem stałem się strasznie słabego zdrowia i mnie wypuścili ;)
W tamtych czasach jak ktoś dawał sobie jakoś radę w życiu, wojsko – służba zasadnicza mu nic nie dawało. Była to strata 2 lat życia na nudę i przymusową pracę (nasza jednostka przykładowo w lato wyjeżdżała i zbierała kamienie z pola tak średnio po 12 – 14 godzin dziennie) za żołd w wysokości kilku paczek papierosów.
No właśnie o to chodzi. A służba zastępcza to darmowy niewolnik w jakimś szpitalu albo innej policji.
Jeden kolega został zawodowym żołnierzem, ale z tego co mówił praca nie jest zbyt rozwijająca. Ponoć najgorzej mu nie płacą, już nie pamiętam ile to było, póki co jest zadowolony. Może awansuje, zanim zwariuje z nudów.