Agnieszka „Ag” Żak (przepraszam za wcześniejszą pomyłkę) opisała u siebie ofertę poczytaj.to chcących bazować na własnym wydawaniu treści przez autorów. Self publishing jest fajne ale chyba nie u nich.
Własne e-booki w księgarni internetowej to dobra sprawa. Jako trochę piszący może nawet bym się skusił na ich ofertę… ale nie jest ona skierowana do mnie. Moim zdaniem nawet nie jest odpowiednia dla nikogo kto umie prowadzić bloga. Ba nawet dla nikogo, kto nie chce aby jego książka była rozdawana za darmo (ale o tym dalej).
Na takie postrzeganie oferty poczytaj.to skierowanej do self publisher-ów składa się kilka elementów które pozwolę sobie z bezpośrednią szczerością wymienić:
Moim zdaniem najbardziej bolesne są
- limit wypłat 100 zł
- edycja tekstu
- żadna oferta okładek
- wprowadzanie w błąd autorów
ad.1
Limit wypłaty jest ustalony na 100 zł autor dostaje 60% z 99gr czyli musi 200 razy sprzedać :( Moim zdaniem to czysta abstrakcja skalkulowana wyłącznie na pozyskanie treści przez wydawcę.
Przy obecnej głębokości rynku ePUB to chyba już lepiej na blogu za darmo udostępniać i brać z adsense/adtaily pieniążki albo wysyłać książkę płacącym paypalem niż publikować za 50 gr w poczytaj.to. Wystawiając na własnym blogu za 1 zł masz 60 gr dla siebie i 40 gr na kampanię reklamową swojego serwisu. Przy kilku publikacjach będzie o wiele korzystniejsze. Jeśli masz tylko 1 książkę to i tak wiele nie zarobisz na publikacji w poczytaj.to
ad.2
Edytor tekstu jest mulasty, po wklejeniu tekstu ze strony html pokazał obrazki ale już po wygenerowaniu ePUB-a i przeglądaniu w ich czytniku online obrazków nie było. W jednym akapicie podkreślenie przeniósł w drugim już nie. Nie wiem czy to błąd w generowaniu ePUB-a czy ich czytnika :( ale jak się ze spisu treści wybiera tytuł rozdziału to się pojawia nad nim ostatnia linia poprzedniego rozdziału.
Ciekawe jest również że na okładce podczas edycji jest nakładane imię i nazwisko a w czytniku już ich nie ma. Oczywiście o przeniesieniu prostej tabelki z worda można zapomnieć a edytorek nie umożliwia stworzenia takowej
ad.3
W chwili obecnej są 3 okładki i mówiąc szczerze to nawet szkoda bitów żeby je opisywać. Dolegliwość najmniej istotna z tych punktów ale odpowiadająca w dużej części za sprzedaż publikacji, a chyba to jest naszym celem wystawiania książki w księgarni. W połączeniu z wyżej opisywanym brakiem tytułu i autora na okładce wymusza samodzielne robienie grafik.
W mobipocket którego używam podkreślenia i tabelka (ale z wygenerowanymi śmieciami ponad nią) są widoczne poprawnie, niestety dla odmiany brak okładki i spisu treści :( jak nie urok to… przemarsz wojsk.
ad.4
i moim zdaniem najistotniejsze wyjątki z regulaminu
7. Promocja e-Booków polega w szczególności na:
a. Umożliwieniu Użytkownikowi zgłoszenia danego tytułu e-Book do wystawienia na stronę główną poczytaj.to z poziomu Panelu zarządzania w Bibliotece „Księgarnia”.
c. W przypadku zaakceptowania zgłoszenia promocyjnego Użytkownik wyraża zgodę na rozliczenie finansowe z tytułu przychodów za promowany e-Book w wysokości 55% przekazywanych na rzecz Użytkownika
też mi promocja za którą muszę płacić to zwykła płatna reklama za bycie na 1 stronie
3. Użytkownik udziela Serwisowi wyłącznej licencji na korzystanie z całości lub części Publikacji wygenerowanej za pomocą systemu poczytaj.to do postaci EPUB w zakresie:
b. wprowadzania do obrotu, użyczania, najmu, w tym udzielania dalszych licencji odpłatnie lub nieodpłatnie, poprzez m.in. strony internetowe, urządzenia i cyfrowe nośniki pamięci,
czyli de facto według regulaminu (pogrubienia moje) daję im wyłączność na wprowadzanie do obrotu nieodpłatnie mojej książki. W mojej interpretacji nawet na swoim blogu nie mogę wystawić co napisałem, ani zmusić ich do pobierania pieniędzy za to co im przesłałem! W moim rozumieniu tego punktu jak będą chcieli to mogą za darmo rozdawać książki które się u nich publikuję.
Żeby dobić potencjalnych autorów :> poszukajcie w regulaminach na jaki czas się związujecie z tym wydawcą. Wychodzi mi że dożywotnio a przynajmniej do czasu aż w sądzie udowodnicie że jest inaczej. Tak więc piszesz publikujesz u nich a oni za darmo – do końca świata – rozdają twoją książkę. Mogą też wręcz przeciwnie nawet jej nie wystawiać a ty i tak nie masz prawa jej opublikować nigdzie indziej.
SŁABO?
Rodzi się pytanie do kogo jest skierowana ta oferta self publishing? W moim odczuciu poczytaj.to może się nadawać do publikacji jakiś instrukcji obsługi, tipsów do gry online i innych takich 1-2 stronicowych artykułów co na bloga nie pasują. Niestety nie nadaje się do publikacji książek zwłaszcza mając pod czapką punkt 3b regulaminu.
Smaczek na koniec ;) brak w serwisie informacji kto jest administratorem danych osobowych, i to pomimo iż słowo administrator pada dość często. Jest wzmianka o GIODO, ale podstawowej wymaganej przez prawo klauzuli nie ma :)
Chyba daleka droga jeszcze przed tym wydawnictwem a kto wie może wręcz krótka? tyle że do plajty?
Podsumowując zdecydowanie lepiej jest prowadzić bloga niż publikować w poczytaj.to. Zwłaszcza że to publikowanie za równowartość jednego kliknięcia w najtańszą reklamę od adsense. Zdając się na zarobek z bloga można chociaż również swoją książkę opublikować gdzie indziej :>
Liczę na jakieś komentarze zwłaszcza w kwestii regulaminów bo może moja interpretacja jest niewłaściwa i ktoś ma bardziej poprawną?
„Arieen opisała u siebie ofertę poczytaj.to chcących bazować na własnym wydawaniu treści przez autorów.”
W sumie to trochę mi smutno, bo ja jestem Ag :(
Z tego, co pamiętam, to w regulaminie było także napisane, że licencję zawiera się na czas nieokreślony, ale jednocześnie można usunąć księgarnie, pytanie, czy książki wtedy też znikają ;) Zresztą zauważyłam, że self-publisherów to tam nie widać, tylko dwa wydawnictwa… może jak ma się 17 książek w ofercie, to się to opłaca.
Co do wypłacania po uzbieraniu 100 zł, może po prostu robienie częściej przelewów się nie opłaca… ale niespecjalnie się na tym znam.
Ag
Mea culpa, przepraszam już poprawione, zasugerowałem się dyskusją u was w komentarzach :(
jeszcze raz przepraszam.
Czas nieokreślony to dość luźne pojęcie. Skoro nie ma określonych zasad rozwiązania współpracy w regulaminie odnośnie tego zagadnienia, to wnioskuję że do końca świata może trwać ta umowa albo do czasu sądowego orzeczenia.Przy poczytnym dziele i procesach sądowych trwających u nas latami doprowadzić to może autora do dużych strat.
Rozumiem kłopot rozliczania 1000 drobnych autorów co miesiąc (koszty przelewów itd.) ale w ten sposób poczytaj.to sami sobie odcinają autorów. Zwłaszcza autorów którzy są niepewni czy się sprzeda ich dzieło, a zarazem nie chcą czekać rok, dwa aż się kasa uzbiera. Być może jako człowiek doświadczany przez ludzi dopatruję się niesłusznie różnych niecnych działań :> ale nie znalazłem nigdzie wsparcia, ani bodaj lichego tłumaczenia skąd wypływa taki punkt regulaminu.
Przeprosiny przyjmuję, zdarza się najlepszym ;) I nawet nie trzeba było mnie tak oficjalnie tytułować ;)
Myślę, że ta nieokreśloność wynika z faktu, iż jak coś wisi w Internecie, to niejako "na stałe". Nie ma żadnej liczby egzemplarzy, które jak się wyprzedadzą to koniec i albo mamy prawo do dodruku albo nie. Gdyby licencja była zawierana np. na rok, to po tym czasie administracja musiałaby się kontaktować z autorem albo na odwrót, czy przedłużamy umowę, czy nie, a w razie gdyby ktoś się zapomniał, albo coś by się przeciągnęło, książki znikałyby z oferty, po czym znów by się pojawiały i wynikłoby z tego ogólne zamieszanie.
A może jest to po prostu ten fragment regulaminu, który powinien zapalić nam czerwone światełko w głowie.
Będę złośliwa. Nie czytałam twojego bloga od początku, więc może kiedyś poruszałeś ten temat. Ale sądząc po tym wpisie zostałeś niedoszłym bibliotekarzem ze względu na egzaminy oblane z powodu interpunkcji ;)
Dziękuję, ale w mojej ocenie to nie złośliwość tylko stwierdzenie stanu faktycznego jak sobie radzę z gramatyką i ortografią :/ (faktycznie gdzieś tam już pisałem kiedyś o tej przypadłości). Wszystkich dys_lektyków_grafików i innych dys_cośtam pocieszę że to co piszesz o interpunkcji nie ma żadnego wpływu na zostanie bibliotekarzem.
Udało mi się skończyć kierunek władając słowem pisanym jak widać, dzięki czemu mam „papier” aby pracować jako bibliotekarz. Jestem niedoszły bo proza życia wymusza na mnie osiąganie trochę większych zarobków niż te oferowane w bibliotekach. Swoją drogą czy to aby nie jest jakiś schemat typu bibliotekarz = polonista? przecież bibliotekarz zajmuje się głównie „podawaniem źródeł informacji” a nie poprawnością gramatyczną (choć zgodzą się że dobrze by było aby w tej materii był również ponad przeciętnie zdolny)
Jestem bibliotekarzem, a nie jestem polonistą. Ale sądzę, że skończenie studiów (ba! szkoły średniej też) powinno być równoznaczne z jakimś poziomem językowym. Niekoniecznie profesorskim ;)Ponadto uważam, że dla większości dzieciaków owe „dys-cośtam” to tylko wymówka do olewania nauki. Natomiast w internecie ludzie często z lenistwa ignorują zasady pisowni z lenistwa. I to już uważam za niedopuszczalne, ponieważ oznacza brak szacunku dla czytającego.
Pozdrawiam.
P.
Dręczony wielce wyrzutami sumienia, zamiast napisać nową notkę do starej dorzuciłem garść kropek i przecinków, oraz kilka dużych liter.
Niestety nie wiem czy w dobrych miejscach…
Staram się ;> i oczekuję pochwały na piśmie ROTFL
Co do dys-cośtam to ja stawiam na rodziców :) że to właśnie oni w „trosce” o oceny dzieci załatwiają im takie różne zaświadczenia. Ja zawsze na polskim miałem z prac domowych 3= z adnotacją „Treść dobra, rażące błędy ortograficzne” choć regułki wszystkie z pamięci cytowałem, tylko co z tego gdy nie stosowałem w trakcie pisania. Zresztą nadal nie stosuję ale znalazłem sposób… używam generatora czerwonych podkreśleń :D i jak nie kliknę za szybko „wyślij” to się udaje trochę zamaskować prawdę że gamoń jestem.
Witam serdecznie,
Z góry przepraszam, że tak późno reaguję, ale wcześniej nie znałem tego serwisu. Czuję się jednak wywołany do tablicy… Reprezentuję serwis poczytaj.to i trochę mi smutno, że nowe innowacyjne rozwiązania są w naszych czasach tak bezpardonowo atakowane.
Panie Niedoszły Bibliotekarzu:
– informacja o Administratorze jest w paragrafie pierwszym regulaminu korzystania z serwisu, a zatem te jak i inne wymogi GIODO (musi mi Pan wierzyć) zostały absolutnie spełnione.
– co do wyłączności, pragnę podziękować Agnieszce Żak, która dość dobrze interpretuje zapisy, w związku z czym nie chcę się powtarzać w tym temacie. Podkreślę, że nie uzurpujemy sobie prawa do dzieł autorów! a jedynie oczekujemy przekazania licencji do dystrybucji, bez której nie moglibyśmy wcale(!) dystrybuować ebooków.
– w ad.4 zinterpretował Pan tendencyjnie zapis, który Pan cytuje. Pogrubił Pan wyrwane z kontekstu wyrażenia, a jeżeli się Pan wczyta w zapis główny punktu 3 doczyta się Pan, że dotyczy to TYLKO(!) pliku ePUB (dokładnie: „publikacji wygenerowanej za pomocą systemu Poczytaj.to do postaci EPUB”), zatem pliku który jest stworzony przez nasz system.
O co chodzi? Chodzi o ochronę interesów poczytaj.to, aby pliki tak wygenerowane (czyli powstałe w systemie EPUBy) nie były komercyjnie wykorzystywane w innych systemach dystrybucji treści.
Nie interesują nas zatem pliki źródłowe, czy jego formy dzieła jak i kanały dystrybucji – i nigdzie nie ma mowy o przekazaniu jakichkolwiek praw majątkowych do nich.
Dalsza dyskusja jest również interesująca, aczkolwiek nie chcę również zabierać w niej głosu. Mimo to wspomnę, że model udostępniania treści został tak pomyślany, aby był on jak najbardziej korzystny zarówno dla autora tekstów jak i czytelnika. Poczytaj.to to serwis, który w głównej mierze udowadnia, że ebook może być tani. Oczywiście nie wszystkim się to podoba. Perspektywa zarabiania dużej kasy (a właściwie łudzenia się, że tak może być), i utrzymywanie wysokich cen jest w moim mniemaniu fałszywa, zwłaszcza jeżeli jest się pisarzem „z nikąd”. Poczytaj.to daje przyczułek pisarzom. Nigdzie w serwisie nie twierdzę, że jest to lepsze od bloga, czy reklam Googla. Poczytaj.to – to przede wszystkim księgarnia i czytalenia… na dobrych i niespotykanych w innych serwisach warunkach.
Co do rozwiązań technicznych.
1) Potwierdzam – nie ma DRM.
2) Edytor – jest to narzędzie stanowiące istotę projektu, ale jak każde narzędzie nie jest pozbawione wad. Pan Bibliotekarz słusznie wskazał kilka z nich, ale jak to prawdziwy Polak, wypunktował je w recenzji i nie skorzystał z linku „Zgłoś problem”. Tyle tylko, że część z nich już została rozwiązana. Cześć rozwiązana nie będzie. Ale takie są realia programowania, mimo iż dokładamy wszelkich starań, aby produkt był jak najlepszy.
Czy serwis się rozwinie? To zależy od nas samych, czy idea się przyjmie, czy nie będzie torpedowana (aczkolwiek, to jest jednak zdrowa i rozwojowa oznaka internetu), jak bardzo będą chcieli z niego korzystać self-publiszerzy, wydawnictwa… To zależy od nas wszystkich.
Na całe szczęście książek przybywa i oby tak dalej…
Dziękuję za wizytę i odpowiedź, przepraszam że dopiero teraz się do niej ustosunkowuję ale proza życia (szpitale i takie tam podobne) uniemożliwiały mi wcześniejszą odpowiedź.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się że osoba reprezentująca poczytaj.to trafi na tego bloga o tak marnej odwiedzalności.
Wracając do obrony mojego wpisu :>
To nie napaść a analiza niedoskonałości serwisu okiem kogoś z zewnątrz. Owszem bezpardonowo opisuje co mi nie pasuje bo lubię szczerość wobec siebie dzięki której mogę poprawiać własne błędy. Jeśli chcę ochy i achy to płacę komuś od wzdychania :) (poprawia mi to samopoczucie, niestety błędów nie rozwiązuje).
Przeprowadziłem podstawowy audyt jaki powinien przeprowadzić wasz beta tester aplikacji.
Poczytaj.to dostało za darmo analizę wad jakie znalazłem w ich serwisie oraz czego nie zrozumiałem zgodnie z ich intencją. Zamiast podziękowania dowiedziałem się że powinienem zamieść efekty mojej pracy pod dywan i kliknąć cichcem powiadom o błędach.
Skoro nie pasuje że nie powiadomiłem o błędach to proponuję wziąć kilka osób zapłacić im po dwie stówki niech przetestują funkcjonalność oraz użyteczność, potem zasiąść do analizy co zgłosili. Można też zlecić to jakiejś wyspecjalizowanej firmie za kwotę z conajmniej czterema zerami przed przecinkiem oni od razu powiedzą co poprawić.
Postawię sprawę jasno analizowałem serwis poczytaj.to dla czytelników bloga, to dla nich poświęciłem ten czas, nie czuję potrzeby poświęcenia czasu na udoskonalanie poczytaj.to Teraz w gestii tych co czytają mojego bloga jest podjęcie decyzji czy warto do was wejść czy skorzystać z innych serwisów tego typu.
Najprawdopodobniej za jakiś czas wrócę i zobaczę czy się poczytaj.to się rozwinęło, czy już dorosło do tego by warto było z niego korzystać i opisze tutaj. Znów wymienię głównie co nie działa co się zmieniło a jak coś mi się spodoba bardzo to oszczędnie pochwalę (wszak na drugie mam Niedoszły Malkontent :>)
W kwestii regulaminu pogrubiłem to co mnie niepokoi, jak pisałem poddałem to dyskusji bo nie jestem prawnikiem. Wiem jedno jeśli dostałbym taki feedback od użytkownika regulamin by został zmieniony na bardziej przyjazny i idioto odporny. Skoro głąb-użytkownik nie rozumie trzeba mu jaśniej napisać że administrator od systemów informatycznych, administrator od cms-a, administrator posesji i administrator danych osobowych to jedna i ta sama osoba nazywana administrator.
Zakończę optymistycznie "nie ważne co piszą, ważne żeby pisali" i jak zawsze jestem otwarty na dyskusję :)
Zainteresowanym regulaminami sklepów internetowych proponuję poczytać http://di.com.pl/news/35855,0,Bezpieczny_sklep_internetowy.html jest tam prosto i przystępnie napisane co powinien zawierać regulamin sprzedaży prowadzonej przez internet. Sami wywnioskujecie czego brakuje w regulaminach poczytaj.to :)
Chcąc być posłusznym regulaminom, wykazać się uniżoną uległością wobec poczytaj.to narzuconą za ich pomocą (uwielbiam słowo winien) :p
§7 pkt. 5
tym razem chciałem przesłać na wskazanego maila informację że regulamin poczytaj.to nie spełnia wymogów nakładanych przez prawo.
Chciałem napisać z podaniem konkretnych braków, ale skoro komuś się nie chciało zrobić adresu w regulaminie klikalnego to niech sobie sami szukają jakie przepisy prawa łamią.
Proponuję w szczególności zapoznać się z ustawą z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych (UODO) oraz ustawą z dnia 18 lipca 2002 r o świadczeniu usług drogą elektroniczną (UŚUDE).
Zaczynam rozważać czy aby nie zbudować swego rodzaju konkurencji dla poczytaj.to ot tak po prostu aby wykazać że można zrobić dobry regulamin i że jednak realia programowania są trochę inne. (ale pewnie zbraknie na to czasu jak zwykle znając życie)
Ostatnio natknęłam się na nowy, ale bardzo profesjonalny portal dla Selfpublisherów. O dziwo ma znacznie bardziej konkurencyjną ofertę od dotychczasowych podobnych portali,a limit wypłat to 50 zł. Poza tym proponuje też wymianę usług między użytkownikami, co bardzo mi się przydało bo szukałam kogoś kto zaprojektuje mi okładkę. Widać, że rynek się rozwija i już niedługo będzie można całkiem profesjonalnie publikować, wydawać i zarabiać. Polecam portpublish.com wszystkim niezdecydowanym!