To musiało się tak skończyć… Osiem lubo więcej lat się broniłem od przywdziania ponownie kolczugi, nałożenia hełmu oraz przytroczenia procy u pasa. Stało się, powieki ciążą i żaden czar nie jest już w stanie mi pomóc. Błąkam się z zacną drużyną od wielu dni i nocy po pustkowiach i lasach. Czasem odnoszę wrażenie (nadziei niestety nie staje) że ta mordercza wyprawa, pochłonie mnie całkowicie i już nigdy się nie wydostanę z tych zapomnianych krain. Chyba byłbym naprawdę szczęśliwy wiodąc taki prosty żywot. Od karczmy do karczmy, od miasta do miasta i czasem stając z cepem bojowym w krzepkiej dłoni w obronie wartości które cenię.
Powoli popadam w uzależnienie, piąta rano wyruszamy kompanią w drogę (od czasu utracenia maga Edwina nikt już nie narzeka), o wpół do ósmej z wielkim cierpieniem porzucam towarzyszy i ruszam na samotną misję. Resztka rozumu broniąca się przed totalnym zauroczeniem grą, zmusza mnie do realizowania codziennej misji opiekuna budowli. Nie jest to zaszczytna działalność ale pozwala na utrzymanie świata gdzie razem z drużyną dokonuję bohaterskich aktów. Ma też tą dobrą stronę że znajduję czas na zapiski, chciałbym kiedyś przy dzbanie wina pokazać je wielkiemu Volo, zobaczyć jakby je ocenił.
Onegdaj miałem przegląd drużyny, wielką wiedzę wykazuje ma Córka, złodziejka najwyższego poziomu. Od niej dowiedziałem się jak przechowywać przedmioty w Beregoście idąc na spotkanie ze śmiercią, zdradziła mi swoje sposoby na obrońców z Wieży Durlaga (jeszcze jej nie ma na mej mapie) i rozmawialiśmy długo, jak już dawno nie. Dobrą decyzją żem podjął aby wprowadzić ją w świat magii i miecza, wie teraz o tym świecie wiele więcej niż ja.
Ach kiedyż będzie południe, nie mogę się już doczekać gdy znowuż wraz z dzielną drużyną ruszymy na wędrówkę ku nieznanej przygodzie. To dopiero początek drogi jeszcze wiele połaci nieodkrytych przede mną… anghy, wywreny i wiele tajemnych miejsc czeka na odkrycie :)
Nie wierzę! Kolejny rycerz :)
a właśnie że nie :D bo kapłan, mały, pękaty, skłonny do wypitki niziołek ;)