Piszę cybernotatki, a może zbieram materiał na książkę ;)

Facet w brązowym płaszczu i kapeluszu stylizowany na Sherlocka Holmsa stojący w bibliotece

Odkopywanie i rugowanie złogów słabo idzie ale dzieje się w myśl cytatu z jednego filmu

See, my daddy always told me to be just like a duck. Stay smooth on the surface and paddle like the devil underneath!

Gumowa Kaczka – Kowój

Tak więc na wierzchu niby nic ale w międzyczasie pod spodem robota jest robiona. Słabe postępy widać np. na moim githubie :> tak tam też sprzątanie trwa.

Koncept formuły książki chyba dotarł już do końca, z krótkich form przeszedłem do leksykonu, dłużej to potrwa ale jakoś bardziej do mnie przemawia niż pisanie czterominutowych artykułów i nazywanie ich książkami. Takie podążanie za satysfakcją czytelnika nie powoduje we mnie satysfakcji napisania czegoś konkretnego. Najwyraźniej potrzebuje trudu i ciężkiej długiej pracy żeby być zadowolonym z tego co robię. Nie zmienia to faktu że może takie czterominutowe książki będą dodatkami rozszerzającymi leksykon, dopełniającymi zagadnienia opisane pokrótce lub scalającymi np. opisy incydentów w raport.

Generalnie mam mały dylemat bo to co robię przyda się chyba tylko mnie, a jako zwolennik synergii lubię przy jednym ogniu piec więcej niż jedną pieczeń i mieć kartofle w popiele. Robiąc coś tylko dla siebie mam poczucie pewnej straty potencjału i marnotrawienia sił.

Pisanie książki a zwłaszcza leksykonu w chwili kiedy dowolna informacja jest na wyciągnięcie ręki z milionów baz danych a gotowe (gorsze lub lepsze) odpowiedzi generuje śmieszno/straszna inteligencja to marnowanie czasu.

Z drugiej strony takie pisanie ma swoje zalety:

  • pomaga usystematyzować zależności,
  • zmusza do analizy i ponownej klasyfikacji,
  • narzuca stosowanie konwencji,
  • zmusza do przypomnienia zapomnianego i tego wykonywanego już automatycznie

To ubarwia perspektywę. Chyba najważniejsza korzyść z takiego pisania to że odrywa od bieżączki, daje możliwość koncentracji na czymś odmiennym od codzienności.

Chęć wydania książki wymusza na mnie cofnięcie się do wiedzy nabytej 15 lat temu kiedy cyfrowy selfpublishing dopiero się rodził. Czas przypomnieć sobie budowę formatów publikacji, zobaczyć co się w standardach zmieniło, które przetrwały które odeszły. Warto też sprawdzić potencjał ataków przez inne formaty niż pdf.

W sumie to nie widziałem opisu żadnego ataku przeprowadzonego z poziomu czytnika ebooków ale też i nie szukałem takiego opisu. Myślę że książki elektroniczne mogą być ciekawym wektorem ataku w końcu czytniki gadają z siecią nie mówiąc już o czytających na telefonach.

Dobra koniec, post miał być o książce, a znowu dotarłem do miejsca gdzie i jak cyberzbóje mogą zaatakować…

Autor: Niedoszły Bibliotekarz

Dinozaur pamiętający czasy LOAD "*",8,1 oraz szczęśliwy posiadacz BBS-a przez tydzień. Wizjoner, z żalem w sercu obserwujący jak "dziki zachód" internetu upada na kolana pod wpływem polityków i korporacji. Aktualnie władca CMS-ów na państwówce. Wyznawca synergii oraz Pastafarianizmu. Możesz go podglądać na Facebooku czy Twitterze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *