Bibla jak zawsze mąci i wywołuje dyskusje tym razem o śmierci.
Temat przemijania nie jest łatwy w rozmowie, ludzie różnie do tego podchodzą.
Ja się od jakiegoś już czasu uczę tak żyć, by nawet ten dzień mógłby być moim ostatnim. Może to kwestia przebiegu, a może wieku (to już pewnie syndrom czterdziestolatka ;) którego wypatruję) wydaje mi się że jestem gotów i wcale nie zamierzam się kurczowo trzymać tego świata. Ciekaw jestem co jest tam dalej, bo jestem przekonany że na tutejszym padole się przygoda nie kończy. Staram się wszystkie istotne sprawy mieć przygotowane na tą chwilę, od jakiegoś ubezpieczenia na wypadek śmierci do takich prozaicznych aczkolwiek istotnych spraw jak upoważnienia do konta bankowego. Zarazem staram się czerpać i dawać tyle ile mogę bo od tego jest życie!
Może jak bym był bardziej konsumpcyjnie do życia nastawiony i zarazem bogaty, a życie było by nieustającym pasmem szczęścia to żal by było odchodzić, ale tak nie jest – więc nie mam problemu :).
Ludzie odchodzą, chyba większość z nich wolała by zostać i tych mi żal, są tacy co chcą odejść ale nie są jeszcze powołani i tych też mi żal, ciekaw jestem ilu jest pogodzonych z przyszłością jak ja? Owszem czasem brak mi tych co odeszli, ale sądzę że w większości wypadków mają tam lepiej.
Co do rozmawiania to większość ludzi nie lubi tego tematu, wolą się zajmować cudzą śmiercią oglądaną zwłaszcza w mediach. Ja osobiście nie mam problemu rozmawiać o tym wydarzeniu oczekiwanym przez całe życie, jest to temat jak każdy inny, tyle że z mało kim się da o tym rozmawiać ot tak po prostu. Oczywiście jak ludzie mają doła to są skłonni o śmierci rozmawiać, ale to raczej wyrażanie emocji jest a nie rozmowa o przemijaniu. Chętnie ludzie rozmawiają o tym co jest po tamtej stronie, o tym komu przypadnie ile spadku;), ale czy to są rozmowy o śmierci o jakich wspomina bibla?
Na zakończenie dodam jeszcze linka do tego na co trafiłem ostatnio, bo spodobała mi się opowieść o tęczowym moście.
w tam mąci…
natchnęła mnie lektura ;o)