A dziś napiszę o dzisiejszym niby drobnym zdarzeniu które mnie poruszyło, i wpłynie na dalsze podejście do życia.
Rano jak zawsze śniadanko w domu przed arbajtem, biorę pierwszy kęs standardowej kanapeczki i zdziwienie. Coś nie tak z mieleniem w zębach, nie sprawia normalnej przyjemności /tak lubię jeść, jest to dla mnie jedna z milszych czynności życia/ ale nic to łykam i tu przerażenie. Weszło trochę w przełyk a dalej nie idzie, szczęściem kęs malutki nie łapczywy więc wciskam powoli, przełamuję opory wewnętrzne, z rozpaczliwą prędkością kropli smoły jedzenie mozolnie przesuwa się w dół do żołądka, ale cały organizm się buntuje. Myślę dobra wezmę się na sposób podlejemy herbatą i powoli dzięki uporowi i smarowaniu się udało. No to hjuston <sic!> mamy problem! dobra dwa łyki herbatki i niech się gardziel rozciąga, malutki kęsik poszedł i tak powoli uruchomiłem normalne jedzenie :)
Żeby nie było niedomówień żadnych przyczyn świadomych nie było /kac, stres, itd./ ot zwykły normalny poranek w środku tygodnia.
Pierwszy raz w życiu miałem taki problem jak ktoś mówił że nie może jeść to dla mnie jakieś bzdury totalne opowiadał, bo jak to nie można jeść? jak może rosnąć w gardle? teraz JUŻ WIEM i wszystkich których nie rozumiałem i traktowałem jako dziwnych przepraszam. Słyszałem wielokroć że na kacu nie wchodzi, ze strachu nie wchodzi, że mięso, że coś tam …. było to do tej pory dla mnie niezrozumiałe BYŁO….
Stara to prawda że „trzeba przeżyć aby zrozumieć” wytarta aż do łysego błyszczącego, ale jakże prawdziwa i aktualna przekonałem się dziś.
Małe zdarzenie ale jaką ilość myśli we mnie wywołało? zrozumienie tych co jeść nie mogą i coraz to nowe aspekty się rodzą jak np. „co to za życie jak jedna z przyjemności może stać się koszmarną karą?”
ojojoj zmiany idą w moim myśleniu kolosalne /no może troszkę za mocne słowo ;)/ a co za tym idzie i być może w postępowaniu coś się zmieni delikatnie.
Jeden trudny kęs, a ileż zrozumienia dla świata w człowieku więcej :D