Chciałem sobie strzelić ciekawą fryzurkę na wyjazd do ustrzyk. I kiszka fryzurki nie będzie chyba że znajdę szybkiego fryzjera.
Koncept wydawał się prosty ale niestety realizacja jego przez 3-4 godziny mnie przeraża. Nie lubię jak fryzjer mi gmera w czuprynie. Dobra jeszcze z godzinę może bym wytrzymał ostatkiem sił, ale 3-4 godziny to już nie dam rady zwłaszcza, że nie byłoby to siedzenie pod suszarką a plecenie warkoczyków. Nie mylić dredami te mnie nie kręcą.
Echh miałem mieć fajne warkoczyki, takie dobierane w tył jak Forrest Whitaker w „Ghost Dog”, tyle że to ponad moje siły tak długo się męczyć z fryzjerem.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=resUyjKmOj0]
Osobną sprawą jest cena, pani stwierdziła że przy moich włosach to jakoś od 300 zł w górę. I pomyśleć że są tacy co mi kudłów zazdroszczą, a to same straty przecież.
Cóż sprawdzę jeszcze te informacje u innego fryzjera, jak się potwierdzą przejdę do planu B :)
Dość ciekawy może nie tak jak warkoczyki ale moim zdaniem fajny. Problemem jest że plan B choć mniej kontrowersyjny niż warkoczyki nie da się prosto anulować. Jak zbraknie kohonez to trzeba będzie w czapce chodzić jakiś czas ;).
Z drugiej strony – miny ludzi, choćby kontrahentów, wykładowców ……. bezcenne.
No…no…tylko uważaj na wykładowców…gdy zmieniłam kolor włosów pan dr od historii bibliografii stwierdził, że mnie nigdy na zajęciach nie widział :-)
czekamy na efekty, a może to już psikus prima aprilisowy :)
Jak zrobisz, to wrzuć zdjęcie przed i po :]
:-) a jaki jest ten plan B?