Fajny film widziałam wczoraj…
https://www.facebook.com/jacek.fogiel/videos/3992430080864852
Nie mam lepszego pełnego źródła ale to nieistotne.
Filmik wbił mnie w rozważania odnośnie wiary. Gość zdaje się być autentycznym księdzem z wizją lepszego jutra dzięki bogowi w którego wierzy. Nakłania wiernych do łamania prawa w imię boskie i chyba naprawdę chodzi mu o zbawienie owieczek a nie o to by wigilijna taca była pełna. Oczywiście te sprawy nie muszą się wykluczać.
Tak czy inaczej w tym przypadku nie potrafię rozstrzygnąć czy publiczne nawoływanie do nieposłuszeństwa obywatelskiego w imię powtarzanej od 2000 lat obietnicy jest dobre czy złe? Czy tym którzy się posłuchają (i ich rodzinom) tej żarliwej mowy wyjdzie na dobre, czy zaszkodzi?
Zwłaszcza w kontekście
- braku daty wykonania obietnicy
- braku jej dokładności (nie dość że najpierw były to przekazy słowne potem książka przepisywana i tłumaczona wielokrotnie a na koniec wisienka czyli i tak nie mówi się o jej zapisie a o interpretacji zapisu przez księży) na dobrą sprawę to co mamy obiecane tylko „życie wieczne” czy coś jeszcze?
- brak fizycznych dowodów istnienia tego co składał obietnicę
Bycie kapłanem nie chroni przed zachorowaniem na covid, więc radośnie zakładam również że bycie wiernym nie chroni tym bardziej. Wyznawcy Allacha twierdzą że śmierć z imieniem boga na ustach jest dobra i podejmują samobójcze działania wiec czemu katolicy mieli by być gorsi? Nie ma różnicy między działaniami fanatyków zrobią wszystko w imię swojego wyznania.
Zawsze w takich momentach kiedy widzę taki wielki zapał do wiary przypomina się przepis na mydło profesora Spannera. Niby myśląc po Klingońsku to puste naczynia nic nie warte, a mydło zawsze się przydaje.
Jednak nie jestem Klingonem i tak coś mi nie bardzo z tym ludzkim mydłem leży, zupełnie jak z wezwaniem idźcie i się zarażajcie bo Chrystus się nie poddawał głoszonym przez profesora Tadeusz Guza.
Nie zmienia to w niczym faktu że zaniedbywany od lat system państwowego lecznictwa wywiną koziołka i zdechł.
Skoro i tak jesteśmy w dudzie to proponuję żeby kościoły w święta były otwarte bez ograniczeń. Cytując kościelnego profesora z filmu „Nie lękajmy się”, dajmy zadziałać selekcji naturalnej. Być może ona naprawi budżet ZUS-u, być może w wyniku mniejszych zasięgów zmarginalizuje powiązanie państwa i ołtarza (z obopólną korzyścią dla wiary i dla państwa).
A że pazerni i głupcy ich karmiący odejdą cóż niech spoczywają w pokoju, taka była Boska wola…