elektroniczny egzemplarz obowiązkowy

Żyję w ciekawych czasach na moich oczach rodzi się historia. Pamiętam erę B.G. a nawet epokę czarno białej telewizji, jak bóg da i partia pozwoli zobaczę wojny klimatyczne :(

W ramach obserwowania historycznych zmian udałem się na spotkanie bibliotekarzy i wydawców dotyczące egzemplarza obowiązkowego. Jak wspominam to spotkanie to czuję się dziwnie. Jako człowiek z poza środowiska (nie jestem ani wydawcą ani bibliotekarzem) albo wręcz człowiek mikro środka (wydaję własne czasopismo i udostępniam własną bibliotekę cyfrową) patrzyłem na przebieg rozmów i uwierzyć nie mogłem co widzę.

Biblioteka Narodowa zimą wejście B

W Bibliotece Narodowej (15 marca) odbyło się spotkanie środowisk bibliotekarskich ze środowiskiem wydawców. Na spotkanie przybyło około 70 osób reprezentujących różne wydawnictwa oraz wielkie biblioteki. Nie wiedzieć czemu ;) bibliotekarze usiedli z jednej strony wydawcy z drugiej, ja usiadłem sobie w narożniku. Zostałem nawet posądzony przez prowadzącą spotkanie o reprezentowanie mediów ale nie przyznałem się do reprezentowania mojej cząstki Internetu.

Nie będę wnikał kto co dokładnie mówił (choć trochę notowałem) bo nie to jest dla mnie istotne, chodzi o podejście do problemu. Bibliotekarze w większości wypowiedzi mówili o współpracy, o promowaniu książek przez biblioteki, o tym że są ważnym klientem wydawców i chcą ich wspomagać. Wypowiedzi wydawców podsumuję jednym stwierdzeniem, praktycznie cytatem „My możemy wam dać i 100 egzemplarzy obowiązkowych ale zapłaćcie za nie” może nie w słowo w słowo bardzo podobnie to brzmiało.

Drugą płaszczyzną rozmów był sposób przekazania, zabezpieczenia i użytkowania obowiązkowego egzemplarza elektronicznego. Wszyscy (a przynajmniej nikt nie protestował) zgadzają się że największe zagrożenie dla polskiego rynku książki elektronicznej to bogate firmy zachodnie (padła kilka razy bezpośrednia nazwa wielkiego G) i to właśnie w obawie przed jego łapami trzeba się zabezpieczyć, żeby poprzez politykę faktów dokonanych nie objął monopolem również tego fragmentu naszego życia. Pojawiają się już we władzach unii głosy że skoro na kulturę nie ma pieniędzy to niech jedna firma (wskazano na wielkie G) co ma już poskanowane książki dostanie prawa do ich udostępniania itd.  Tak właśnie zaczyna rodzić się koszmar, mam nadzieję że wielki G nie kupi jednak polityków unii i nie dostanie w swoje łapy całego rynku książki elektronicznej.

Wracając do meritum. Dyrektor BN mówił że Biblioteka Narodowa ma doskonałe zabezpieczenia i że nie bardzo chce udostępniać ich specyfikację szerokiemu gronu (ze względów bezpieczeństwa) ale jak będzie potrzeba to udostępni. Mówił że za 3-4 lata będą już inne systemy bo zabezpieczanie to proces (czym mnie osobiście ujął, bo albo zna się na tym, albo ma kogoś kto się na tym zna i dobrze mu podpowiedział). Bibliotekarze pokazywali że istnieją już bezpieczne systemy umożliwiające udostępnianie książek przez sieć i działają nawet u nas w kraju. Strona księgarzy zaproponowała jakiś koncept z kluczem publicznym (mam dostać algorytm działania tej koncepcji) i miało by to rozwiązanie rozszyfrowywać na bieżąco tylko fragmenty tekstu tak aby cały plik był nieprzydatny jak ktoś go skradnie. Dostanę algorytm to napiszę co sądzę o tym pomyśle. Odniosłem wrażenie że księgarze nie słyszą że zostało jasno powiedziane iż ilość czytelników danego egzemplarza w 1 jednostce czasu stanowi 1 osobę, dokładnie tak samo jak przy egzemplarzach drukowanych. Nie wiem na jakiej podstawie powtarzał się kilka razy zarzut że jak przekażą egzemplarz obowiązkowy w formie elektronicznej to będą go czytać jednocześnie miliony w tym samym czasie i nikt go nie kupi. Zupełnie nie rozumiem podejścia czemu z Narodowej mieli by plik z treścią książki ukraść prędzej niż np. z wydawnictwa ? W jednym i drugim miejscu pracują ludzie, a skoro są zabezpieczenia to znaczy że nie każdy pracownik ma dostęp do plików. Osobiście podejrzewam że zabezpieczenia w Bibliotece Narodowej a zwłaszcza procedury bezpieczeństwa są lepsze niż w wydawnictwach, tym bardziej że dyr. BN jasno powiedział że biorą odpowiedzialność za przesłane do nich książki, czyli jest ich pewien.

Na spotkaniu nie zabrakło również elementu rozrywkowego jakim była utarczka dyrektorów BN i Koszykowej. Panowie polemizowali która z ich bibliotek ma dłużej prawo do egzemplarza obowiązkowego :).

Po spotkaniu miałem zimową przygodę, śniegu napadało w ciągu doby ze 30 cm i się na nieodśnieżonym parkingu BN ślizgałem zamiast jechać w przód. Jako że zablokowałem całą alejkę a Prezesy i Dyrektory co też chciały wracać do domu, pchały mnie w garniturkach ile siły mieli :)

Panowie jeszcze raz dziękuję za pomoc w starcie mojego autka.

Autor: Arek Bibliotekarz

Dinozaur pamiętający czasy LOAD "*",8,1 oraz szczęśliwy posiadacz BBS-a przez tydzień. Wizjoner, z żalem w sercu obserwujący jak "dziki zachód" internetu upada na kolana pod wpływem polityków i korporacji. Aktualnie władca CMS-ów na państwówce. Wyznawca synergii oraz Pastafarianizmu. Możesz go podglądać na Facebooku czy Twitterze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *