Siedzę i od tygodnia przeglądam oferty nieruchomości. Istny sajgon cenowy, czasem hektar ziemi z chałupą w kiepskim stanie jest tańszy niż podobna chałupa do przeniesienia. Nie mam pojęcia skąd takie ceny mają. Mieszkanie w Łodzi w cenie byle jakiego drewniaka z 4 arami na zadupiu, tyle że mieszkania nie chcę.
Skąd koncepcja panderozy? Proste – szukam możliwości wycofania pieniędzy z książeczki mieszkaniowej co mi ją dziadek za komuny założył. Uskładał w tamtych czasach na 3 pokojowe mieszkanie, a po latach zamrożenia wkładu jest na 2 słownie „dwa” metry kwadratowe mieszkania w warszawie (w wysokim standardzie to poniżej jednego metra).
Echh jakby zainwestował w cokolwiek innego….
Cóż trzeba te grosze wyciągnąć bo i tak będzie ich coraz mniej, a ponieważ w naszym kraju wszystko jest możliwe, być może wejdzie jakaś ustawa dadzą po 100 złotych i bujajcie się ludzie z książeczkami.
Szukam więc jakiegoś taniego miejsca żeby nie inwestować zbytnio a wycofać lokatę z książeczki. Być może więc stanę się ziemianinem i będę miał chałupę z gankiem jako szlachcicowi przystało ;) Nie wiem na co mi to, ale zobaczy się podobno ziemia nie stanieje. Może przy dobrych wiatrach da się osiągnąć taki stan prac zdalnych, by siedzieć sobie na jakimś pogórzu a pracować w wawie, a może by się w krakowie coś wylukało? Koszt dojazdów pewnie zrekompensuje różnica w cenach utrzymania, a jakie nowe możliwości się rodzą w takiej sytuacji :). Tyle że kilometrów bym natłukł co niemiara :(.
Najpierw kupię potem będę się martwił :) będzie co opijać, a jak by się przed licencjatem udało zagospodarować trochę, to by i było gdzie imprezę kończącą studia 1 stopnia zrobić :D. Tyle że pewnie tak daleko to nikomu by się nie chciało jechać, ale kto wie?