Pani Basia, AAAAAAA ta z koszykowej #@$*%

Świetne zajęcia na trawce były w niedzielę :) Narysowaliśmy ideał bibliotekarza. Wrzucę go na bloga pewnie jutro.

 

zawody informacyjne
super bibliotekarz

 

 

W tygodniu go powieszę w instytucie koło naszej tablicy bo dziś nie było żadnego przylepca a guma do żucia jest mało elegancka.

Rozmawialiśmy o problemach jakie nękają polskie biblioteki i poza kilkoma natury różne, został zdiagnozowany jeszcze jeden  główny, ku memu zdziwieniu jednoosobowy pani Basia.

Na dwadzieścia kilka bibliotekarek wszystkie na hasło pani Basia z koszykowej wiedziały o którą osobę chodzi. Nasłuchałem się co niemiara i sam nie wiem, mam ochotę wsadzić kij w mrowisko. Nie znam kobiety, ale jeśli to co było o niej opowiadane choćby w 1/4 jest prawdą to kobieta podlega pod paragrafy za ewidentny mobbing i działania na szkodę bibliotek.

Wszystkie wypowiedzi sprowadzały się do jednego, starucha powinna odejść a nie dokuczać ludziom. Jej „sława” sięga poza Mazowsze co najmniej na Śląsk i Mazury.

Rozumiem że baba trzyma łapę na pieniądzach i bibliotekarki nie podskakują bo im może obciąć środki, rozumiem że podwładni boją się iść na odstrzał i emerytka trwa jak Lenin wiecznie żywa.

To właśnie moim zdaniem ujawnia najgorsze, największą słabość naszego bibliotekarstwa brak konsolidacji. Każda biblioteka jest zamknięta w swoich śmieciach płacze, walczy i cierpi w samotności. A przecież można się by było jakoś zorganizować pogonić taki relikt z PRL i wymusić jakieś działania. Nawet utworzenie i rozwijanie czegoś tak podstawowego jak związek zawodowy bibliotekarzy idzie środowisku jak po grudzie. Bezsensowny (moim zdaniem) stosik kartek z pieczątką adresową związku na stole w instytucie tylko zniechęca, brakiem profesjonalizmu. Jak by to była jakaś ozdobna pieczęć z treścią, sloganem to może by miało sens ale pieczątka firmowa na kartce inblanco… Pozostało tylko napisać że się do czegoś zobowiązują i strzelić podpis a potem domagać się tego :).

Nie wiem nie jestem i raczej nie będę bibliotekarzem więc pani Basia jak na mnie nakrzyczy (na pracowników krzyczy i podobno słowo poniża jest za delikatne na określenie innych jej działań wobec podwładnych) to zostanie wysłana na żal.pl. Więc się tak zastanawiam czy przekazać informację wyżej o takiej chorej sytuacji, w końcu ktoś chyba jest nad tą cytuję „herod baba”. A może właśnie po takim donosie by się okazało że rozwiązał problem? albo by donos pokazał jakie pani Basia z koszykowej ma plecy? Chyba to niemożliwe żeby bez jakiś układów, kobieta była nie do ruszenia przez tyle lat i realizowała swoje metody pracy rodem ze średniowiecza.

I tu się rodzą dwa pytania na które bym prosił was o odpowiedź:

„Czy waszym zdaniem środowisko bibliotekarskie jest oparte na układach, i dlatego jest tak kiepsko (brak współpracy), a może z powodu jakiegoś długotrwałego marazmu/innej przyczyny?”

„Jak się w tym środowisku (bibliotekarskim) odnajdują młodzi bibliotekarze, bo podobno przycinanie skrzydeł to najdelikatniejsza forma odpowiedzi na nowe pomysły (również te ocenione na 5 wyniesione z zajęć w IINiSB)”

Ciekawe czy sie ktoś odważy choćby anonimowo coś napisać?

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: mózgownica

Autor: Niedoszły Bibliotekarz

Dinozaur pamiętający czasy LOAD "*",8,1 oraz szczęśliwy posiadacz BBS-a przez tydzień. Wizjoner, z żalem w sercu obserwujący jak "dziki zachód" internetu upada na kolana pod wpływem polityków i korporacji. Aktualnie władca CMS-ów na państwówce. Wyznawca synergii oraz Pastafarianizmu. Możesz go podglądać na Facebooku czy Twitterze

12 komentarzy

  1. "nie jestem i raczej nie będę bibliotekarzem" – to po co studiujesz?

    “Czy waszym zdaniem środowisko bibliotekarskie jest oparte na układach, i dlatego jest tak kiepsko (brak współpracy), a może z powodu jakiegoś długotrwałego marazmu/innej przyczyny?” – nie uważam, że jest kiepsko. Może w bibliotekach publicznych. Ja się bardziej kręcę w środowisku bibliotekarzy bibliotek naukowych i szkolnych i na brak współpracy nie mogę narzekać. Wystarczy choćby spojrzeć na ŚBC, gdzie mnóstwo bibliotek współpracuje robiąc coś fajnego. Przykłady można mnożyć.

    “Jak się w tym środowisku (bibliotekarskim) odnajdują młodzi bibliotekarze, bo podobno przycinanie skrzydeł to najdelikatniejsza forma odpowiedzi na nowe pomysły (również te ocenione na 5 wyniesione z zajęć w IINiSB)” – to zależy do jakiej pracy trafią i z jakimi ludźmi będą pracować. Ja mam to szczęście, że w obu bibliotekach, w których pracuję, mam ludzi, którzy chcą robić różne rzeczy i mają wsparcie od kierownictwa. Więc wystarczy trafić do fajnej pracy i skrzydeł nikt nie będzie podcinał.

  2. Przez rok pracowałam w bibliotece publicznej. Obserwowałam, widziałam, słyszałam i płakac się chciało. układy są, łamanie praw pracownika jest, olewanie młodych jest, podcinanie skrzydeł młodym jest, pytania "a po co?", gdy młodzi chcą coś zorganizować – są. Pracowałam w jednej dzielnicy, ale koleżanka w innej i stamtąd też spływały podobne skargi. Żałuję, że nie miałam dość odwagi (i nie mam nadal), aby wyzej zgłosić choć jeden fakt łamania prawa pracy (dość istotny). z drugiej strony – widziałam taką zażyłość między pracownikami mojej biblioteki a biblioteki wojewódzkiej, że obawiam się, iż nic by to nie dało poza zwolnieniem mnie albo naganą lub czymś w tym rodzaju. Młody nie ma prawa sie odzywać, ma tylko pracować, a często wykonywać pracę za kogoś, bo kierownik tylko siedzi na zapleczu i… no właśnie, łamie prawo pracy. Jak się odnajdują młodzi bibliotekarze? Ja się nie mogłam odnaleźć. Choć praca w bibliotece publicznej to moje wielkie marzenie – odeszłam i teraz pracuję w bibliotece uczelnianej, gdzie wreszcie moge odetchnąć. Ja tylko się denerwowałam, ale przyjaciółka, osoba wesoła i radosna, ze stresu nabawiła się wrzodów (a ma 26 lat!), druga straciła całą chęć do zycia, płakała, dopóki też nie zmieniła wreszcie pracy. ALE – nie można przeciez generalizować. Mam przyjaciółkę, która pracowała w bibliotece publicznej i była bardzo zadowolona, kierowniczka tej dzielnicy znana jest na całe miasto jako osoba, która bardzo dba o swoich pracowników i zachęca ich do pracy, motywuje i dziękuje (mój kierownik nie znał takich słów). skąd takie różnice? Cóż, wydaje mi się, że ilu ludzi, tyle charakterów. Niektórzy po prostu nie powinni być na kierowniczych stanowiskach. Poza tym – to temat rzeka.

  3. "to po co studiujesz?" mówiąc szczerze to była fantazja iść na studia, pobyć studentem (zresztą właśnie dla tej fantazji po 15 latach przerwy w nauce poszedłem do liceum) hmm chyba jestem jednak trochę uparty ;) nie nazwijmy konsekwentny konsekwentny brzmi lepiej :D
    a dlaczego bibliotekoznawstwo? to już post wyszedł :) będzie jutro bo muszę przemyśleć co napisałem

  4. Dzwoniłam do Ciebie. I podtrzymuję to, co powiedziałam – PRZEGIĄŁEŚ !! Ten tekst jest nieapetyczny. Powiedziałabym, że też niesprawiedliwy. Nieadekwatny do tego, o czym rozmawialiśmy na zajęciach. Przykro mi, że w taki sposób opisałeś kobietę, z którą nie miałeś nigdy żadnego kontaktu.
    A obrażanie (nie będę cytować, bo mi to przez palce nie przejdzie) tej kobiety jest tu zupełnie nie na miejscu.

    Dyskutowaliśmy między innymi o błędach jakie są popełniane przez bibliotekarzy i o minusach, jakie występują w bibliotekach – bo nie ukrywając one nadal tam są. W kontekście wypowiedzi o kadrze bibliotek padło imię tej pani, na którą wszyscy zareagowali dlatego, ponieważ praktycznie każda osoba, która studiuje na naszym roku ma kontakt z tą panią, ze względu na przynależność w sieci bibliotek. Biblioteka wojewódzka sprawuje pieczę nad bibliotekami w województwie – co dziwnego, że takn wiele osób zna kobietę? Skoro to ona odwiedza właśnie te biblioteki?!

    Skoro nie miałam okazji powiedzieć wszystkiego, to uzupełnię teraz:

    Nie wiem, jak w innych – ale na mnie ta Pani (mimo właśnie opinii, jaką słyszałam wcześniej od osób, które ją znają) zrobiła pozytywne wrażenie – dlatego, że też lubi, kiedy wiele się dzieje w bibliotekach, kiedy bibliotekarze są entuzjastami, otwarci i kiedy widać ich starania o lepszy obraz bibliotek.
    Trzeba przyznać, że jest pasjonatką, w tym co robi. Dogadywałyśmy się świetnie.

    Być może przez pasję nie zauważa pewnego drobnego szczegółu, który miał miejsce u mnie. Po przeprowadzonej selekcji księgozbioru bardzo niemiło potraktowała młodych ludzi, którzy odwalili kawał roboty i byli po prostu juz zmęczeni całodniowym siedzeniem między regałami.
    Ja nie potraktowałabym w taki sposób tych ludzi. Ale ja to jestem ja. Dlatego wyłapałam to zachowanie, bo uważam je za naganne. Jestem po prostu przewrażliwiona na punkcie złego traktowania pracowników. I tyle. Być może w natłoku spraw, jakie ta pani ma do zrealizowania, nie zauważa innych ludzi i ich uczuć i emocji. I myślę, że to mogło być głównym powodem takiego a nie innego zachowania.

    Tak, ten przykład był jednym z tych, kiedy mówiliśmy o kadrze bibliotek – chociaż w pewnym momencie zaczął górować nad innymi, własnie ze względu na znajomość osoby i inne doświadczenia studentów. Natomiast myślę, że ta kobieta z pewnością ma wiele osiągnięć na swoim koncie po tylu latach pracy i tego nie należy odbierać.
    Tak jak powiedziała prowadząca: my lubimy mówić o złych, a nie dobrych rzeczach. I to się tutaj sprawdziło. Nie dostrzeżono pracy, jaką ona wykonuje w ogóle. Dostrzeżono problem komunikacji między personelem. Ale to myślę jest kwestia między pracownikami z tejże biblioteki.

    Ale to, co napisałeś na blogu …
    Jestem zażenowana.. Nikt nie zasługuje na takie potraktowanie.
    ://///////////..

  5. i jeszcze…
    popatrz, jak potwierdzasz tezę: "lubimy rozmawiać o tym, co złe" – czemu nie napisałeś o tym, co dobrego było na tym spotkaniu? bo ta pozytywna część, wydaje mi sie, przeważyła jednak zarówno panią B. jak i wszystkie inne minusy bibliotek, o których rozmawialiśmy..
    wystarczyło popatrzeć na naszą grupę – gdzie te stereotypy, o których rozmawialiśmy? widzisz je gdzieś u nas?
    wnioski same się kształtują..
    ;o))

  6. Pozytywy z ćwiczeń i to co było naprawdę treścią zajęć będzie razem z fotką plakatu opisane niebawem :P jednak ten wpis dotyczy tego co mnie poruszyło bardziej.

    Cytując WASZE wypowiedzi faktycznie mogę niechcący kobietę obrażać, choć nie to miałem na celu. Tym bardziej że masz rację, już pisałem nie znam jej. Spisałem za to wasze słowa i nabrały nagle mocy?, dociera co mówiłyście?, mam się czuć oszukany?

    Nie lubię być bezczynny gdy się dzieje coś złego, więc napisałem o problemie. Miałem kiedyś jednego "szefuńcia" i swoje odcierpiałem dlatego jestem skłonny składać donosy na tych wszystkich co mobbinguja w pracy i nieważne czy to biblioteka, ministerstwo czy supermarket.
    "Zmowa milczenia w cierpieniu nie robi nikomu dobrze poza oprawcą."
    Bardzo cieszy mnie Twój głos w obronie pani B (jak niewiedzieć czemu ją nazywasz). Między innymi właśnie dlatego poruszyłem tu ten problem, by pod wpływem pisemnych – więc siłą rzeczy spokojniejszych wypowiedzi zdystansować się do tego co przez te 5 minut na trawniku usłyszałem. I tyle w kwestii tłumaczeń

  7. Arku NIKT NIE UŻYŁ SŁOW OBELŻYWYCH wobec tej kobiety, zrobiłeś to Ty tutaj na blogu. To nie są NASZE SŁOWA – ani moje, ani tych, którzy się wypowiadali.

    Widzisz, tam na trawie dyskutowaliśmy KONSTRUKTYWNIE o ZACHOWANIU, a nie o osobie, jako osobie. To dość subtelna różnica – ale daje obraz tego, jak wyglądała rozmowa.

    ********************
    TU BYŁO ZBYT SZCZEGÓŁOWE ODWOŁANIE DO SYTUACJI/OSOBY /sorry wierzę że Bibla zrozumie/ arek
    ********************
    Nie wiem, gdzie spisałeś nasze słowa – ja ich tutaj nie widzę. Widze obraźliwy wpis, za który bierzesz odpowiedzialność, jako jego autor.

    Mam nadzieję, że trafią też tutaj inne osoby z naszej grupy i będą miały okazję się wypowiedzieć. Bo póki co mamy dwie skrajne opinie: Twoją i moją.

  8. A określenie "pani B" zostalo mi po pewnym wydarzeniu, które MOCNO wyryło mi sie w głowie niedawno, więc wybacz – ale ja jednak zostanę przy swoich zasadach nieidentyfikowania osób tak do końca, o których piszę.

  9. Dupa tam, wychodzi mi że to było pięć minut plot i żali (dla relaksu, czego nie zauważyłem) w czasie półtoragodzinnego móżdżenia jak tu zrobić bibliotekarski świat lepszym i nie wiem czemu na siłę Bibla pcha to w treść merytoryczną ćwiczeń oraz nie akceptuje słów które padły a ja je tu powtórzyłem. /i starczy moich emocji/

    Zawsze przyjmuję odpowiedzialność za to co mówię, piszę i robię :) tak więc gwoli uściślenia:
    problemach […] jednoosobowy pani Basia. <– to mój wymysł na podstawie usłyszanych wypowiedzi
    starucha powinna odejść <– cytat
    “sława” sięga <– w oryginalnych wypowiedziach chodziło o wiedzę na temat jej działań
    baba trzyma łapę na pieniądzach <– napisałem "baba" być może było słowo kobieta w treści kogoś wypowiedzi, nie pamiętam
    relikt z PRL <– taki mi się wykreował obraz na podstawie zasłyszanych opowieści, staruszka trzymająca berło i waląca po łbach wszystkich podwładnych
    emerytka trwa jak Lenin wiecznie żywa <– w oryginale było że ma emeryturę babską i potem dopowiedziane przez kogoś innego emeryturę męską też (chodziło o wiek)
    słowo poniża […] wobec podwładnych <– cytat
    “herod baba” <– cytat
    pani Basia z koszykowej ma plecy <– cytat

    i zabij mnie Biblo żadnych więcej obelg (zakładając że obelga to niechętna komuś opinia) nie widzę, włącz luz, jak mi się gadu w końcu uruchomi to sobie poklepiemy zamiast flame robić tutaj

    Chciałem się dowiedzieć jak jest w bibliotekarskim świecie, ale najwyraźniej nie wyszło bo komentarze zboczyły szkoda może jednak ktoś coś jeszcze napisze.

    Za Biblą zapraszam wszystkich obecnych przy tej pięciominutowej wymianie niepochlebnych opinii na temat wad kadry zarządzającej do przedstawienia swojej wizji i odbioru sytuacji. Pewnie prawda jak zawsze leży gdzieś niedaleko środka ja sobie za dużo wyobraziłem a Bibla nie wszystko słyszała, ale może się mylę i Bibla ma rację? Lubię wiedzieć i nierozwiązane sprawy mnie męczą wiec pisać bo wiem że część obecnych czyta blogasa. Jestem gotów kupić kwiatka i pojechać z przeprosinami na koszykową jeśli obszczekałem niewinną kobietę.

  10. A ja się zgadzam, ta pani robi tylko dobre wrażenie wokół siebie, to wszystko o czym każdy z nas wie jest tylko czubkiem góry lodowej, i faktycznie bibla, oceniając tylko pojedyncze spotkania, wypowiedzi możesz mieć takie wrażenie o tej pani. Zbierając jednak więcej informacji, wiedząc o kolejnych osobach skrzywdzonych przez nią, o tym w jak perfidny sposób postępuje i jak się zachowuje na co dzień mam tylko jedną myśl: Arek powiedział to co jest prawdą której nikt nie ma odwagi powiedzieć (między innymi przez powiązania bibliotek i hermetyzm środowiska)

  11. “Czy waszym zdaniem środowisko bibliotekarskie jest oparte na układach, i dlatego jest tak kiepsko (brak współpracy), a może z powodu jakiegoś długotrwałego marazmu/innej przyczyny?”

    Tak, jest oparte na układach. Nawet jeśli są to układy "nieświadome" – po prostu środowisko jest dość hermetyczne, dużo osób sie po prostu zna, współpracują ze sobą a takie podłoże jest wręcz idealne dla powstawania "układzików". Druga kwestia wystepująca w najcześciej w bibliotekach publicznych to nawyki wyniesione z PRL. Zero pracy i inwencji, trwanie w marazmie, fałszowanie statystyko i takie tam. W tych bibliotekach cieżko o jakiekolwiek zmiany na zasadzie "tak robiłam przez 20 lat to i będę tak do emerytury"…

    “Jak się w tym środowisku (bibliotekarskim) odnajdują młodzi bibliotekarze, bo podobno przycinanie skrzydeł to najdelikatniejsza forma odpowiedzi na nowe pomysły (również te ocenione na 5 wyniesione z zajęć w IINiSB)”

    Mi było się cieżko odnaleść, wszelkie inicjatywy była gaszone w zarodku albo przez kierownictwo które uważało że nadanie bibliotece ludzkiej twarzy to najgorsze co może ich spotkać, albo przez mur biurokracji, pozwolen, barier finansowych. Średnia wieku w moje wynosi ok 50-60 lat, pracuja emeryci który wręcz przeszkadzają w pracy – użyteniczni przestali być parę lat temu. Dodatkowo flustrują inne rzeczy, takie jak :
    -identyczne wynagrodzenia dla pracowników znajacych języki, róże programy, przejawiających inicjatywe i wykonywujących dodatkowe prace jak pracowników którzy siedzą 8 godzin, czytają książki i łaskawie obsługją czytelników.
    -trzymanie osób które od 18 lat są "za stare zeby sie uczyć worda, systemu bibliotecznego czy w ogole obsługi komputera" i bedą takie przez kolejne 9 lat do emerytury.
    -bagatelizowanie wiedzy młodych ludzi, tego co mówią po konferencjach na których byli, mowienie wrecz ze moje zdanie bedzie coś znaczyło jak przepracuje tu 20 lat
    -tępienie wszelkich grup które pracując razem czują się dobrze i zaczynają przejawiać chęć do wprowdzania zmian.
    -bezsensowne wydawanie pieniędzy bez konsultacji z pracownikami
    -brak kontaktu kadrą zarządzającą – swojego dyrekora zobaczyłem po 4 latach pracy, wizyty motywujące przłożonych to moje marzenie :)

    Dobra już nie narzekam

  12. Należy zacząć od tego, że z bibliotek np. miejsko-gminnych zrobiono instytucje kultury. Ta z kolei rządzi się swoimi prawami. Organizatorem jest samorząd więc póki musi zgodnie z ustawą to wykłada środki finansowe na jej utrzymanie. Kiedy na dobrą sprawę nie ma pieniędzy dla już pracujących bibliotekarzy przepis nakazuje zatrudnić oddzielnego księgowego, na którego też wykłada finanse organizator. Dla mnie od początku w kontekście małych bibliotek wiejskich i gminnych było to bzdurą. Przez wiele lat biblioteki podlegały pod urzędy gminne. Obsługa księgowa wykonywana była przez jedną z księgowych urzędu. Biblioteki nie są zakładami produkcyjnymi i ruchy na koncie są wręcz sporadyczne. Pracuję w małej gminnej bibliotece. Kwity księgowe co m-c: przelanie pieniędzy na konto dla aż dwóch pracowników, faktura za telefon i internet. Dwa razy do roku faktura za zakup książek, raz na kwartał za prasę. Jak widać wiele tego nie ma. Już sama śmieszność to kwestia kadrowa. Jeden dyrektor na jednego pracownika. Rozumiem, gdzie są duże biblioteki i mają działy techniczne, metodyczne bądź redakcyjne to ma sens, ale tam gdzie jest dwóch bibliotekarzy sensu nie widzę. Dawno temu zanim ukończyłam studia zostałam technikiem ekonomicznym i wtedy uczono mnie, aby zostać kierownikiem trzeba mieć przynajmniej 5 pracowników pod sobą. W małych bibliotekach jest to pół na pół. Jeden dyrektor dyrektoruje jednemu pracownikowi. Wg mnie należałoby zmienić formułę. Czy stosunki w bibliotekach zależą od układów? Oczywiście. Jeżeli jest wójt, który mnie lubi a do tego popiera naukę na wszelkich polach rozwoju to już wiadomo jak będzie traktował bibliotekę i jak będzie się troszczył o jej pracowników. A co się dzieje jak wójt nie lubi czytać a dyrektorka nie lubi swojego pracownika. Totalna porażka. Nie wystarczy wiedzy, kompetencji, kreatywności bo to jest jak w tym kawale o Kubie i Bogu. Bo Cię k… nie lubię i już. A teraz poważnie. W tych komentarzach padła kwestia, że niektórzy nie powinni być dyrektorami. Ja się z tym zgadzam, gdyż bardzo trudno jest oddzielić swoje emocje patrząc na pracownika i ocenić go wg jego umiejętności. Ocena prywatna "bo cię nie lubię" odgrywa tu pierwszoplanową rolę. A pikanterii dodaje fakt, że pracownik może czasami wiedzieć więcej niż jest to pożądane. Niby świat należy do pokornych, ale to niepokorni go zmieniają nie zgadzając się na taki stan rzeczy. Można być cudownym pracownikiem w odczuciu odbiorców naszej pracy a więc czytelników i nigdy nie doczekać się uznania bądź awansu, a można być posłusznym, mniej kompetentnym, potakiwać i realizować swoje małe cele, ale czy przez to jest się wielkim? Chyba nie o to chodzi. Odpowiada mi model centralny. Przydział na konkretną instytucję tyle a tyle, śr.fin. na wynagrodzenia i na podwyżki tyle a tyle, awans zawodowy obligatoryjny po odpowiednim stażu. Miałabym przynajmniej chęci i motywację do pracy, że po paru latach otrzymam etat kustosza. Ale jeżeli mój rozwój zawodowy i awans zależy od ludzi, którymi kierują uprzedzenia to ja bez względu na wzgląd nigdy tego awansu nie doczekam. Może inni są w lepszej sytuacji. Jak podnoszą w kraju najniższą krajową o jakiś procent inflacji 2 czy 3 to w tym momencie mnie również podskakuje wynagrodzenie. Ale czy to powinno tak wyglądać? Czy bibliotekarz nie może otrzymać podwyżki ze swojego zakładu pracy? Samorządy dość często tłumaczą to brakiem środków fin. a nawet jeżeli one są to ważniejsze są drogi bądź kanalizacja. Nigdy nie chciałam, aby moje uposażenie zależało od grupy ludzi, którzy nie znają tej pracy a jednak decydują o środkach. Czy przydział finansów na zakup książek powinien zależeć od dobrych kontaktów z biblioteką, której merytorycznie podlega moja biblioteka? Uważam, że ja bibliotekarka powinnam mieć przede wszystkim dobre kontakty ze wszystkimi, którzy odwiedzają moją bibliotekę. Dla mnie to oni czytelnicy weryfikują moją pracę. Oceniają kompetencje i umiejętności nie tylko te zawodowe. I najlepiej bym się czuła gdyby to od nich zależała moja pensja. Znam panią Basię i prawdę powiedziawszy był moment kiedy mi pomogła. Myślę, że ze wszystkimi można się porozumieć, ale podstawowy warunek to chcieć. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Trzeba kogoś znać aby móc go oceniać, trzeba bazować na bezpośrednim kontakcie i to też nie takim z "doskoku" ale w miarę regularnym. Przykro mi, że nie mam takich odczuć jak autor powyższych pytań, wiem na pewno, że pani Basia jest osobą głośną ale ja do głośnych osób też należę co nie oznacza, że muszę być zła. W Dniu Bibliotekarza otrzymałam życzenia od Pani Dyrektor z innego miasta i innej biblioteki, od swoich władz samorządowych niczego nie otrzymałam, może otrzymała je moja pani dyrektor, ale o tym nic mi nie wiadomo. Świadczy to ewidentnie o statusie bibliotekarza w naszej gminie. Wszystkim bibliotekarzom ślę pozdrowienia. Możecie do mnie napisać megg55@op.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *