moje studiowanie na UW

Sam już nie wiem co myśleć. Im bardziej patrzę na to moje studiowanie tym bardziej mi się go odechciewa. Może to kryzys jakiś, a może cierpienie z powodu braku normalności.

Rozkład zjazdów jest znany z końcem roku kalendarzowego, opublikowany został dopiero pod koniec wakacji, siatka zajęć nadal niedostępna dla zaocznych a zajęcia mamy już za 2 tygodnie.

Jedyne co wydębiłem to informację że w piątki zajęcia nie zaczynają się przed 13.00 (też mi informacja), koleżanki z roku interesuje czy tak jak w poprzednich latach zaczynać się będą się od 15, bo to stwarza większe możliwości manewru z robotą.

Dzienni już mają siatkę zajęć, dziś się dowiedziałem że zintensyfikowani też mają (choć nieoficjalnie bo na stronach instytutu jej brak)

Mam chęć to pyrgnąć w kąt studiowanie i dać sobie spokój.

Instytut Informacji za każdym razem jak sobie tą nazwę wspominam w kontekście udzielanych informacji przez mój Instytut (kto wie może w jakiejś gablocie wisi siatka zajęć) to cedzę te słowa i przeżuwam.

Niesmak

Do tego porozmawiałem wczoraj czekając na wpis u dr (która znów nie dotarła na dyżur i będzie buba)  z innymi i się dowiedziałem że renoma UW to tylko już z rozpędu idzie. Jedna dziewczyna mówi że na politechnice w radomiu nigdy na nią w dziekanacie nie krzyczeli a tu (INP) zawsze na nią krzyczą. Inny koleś opowiadał że był na 2 uczelniach prywatnych i tam nie było takiego bałaganu. U nas w IINiSB przynajmniej jak profesor prowadzi zajęcia, to profesor przychodzi i prowadzi :) ale w INP już to nie jest takie oczywiste i profesora podobno widać wyłącznie na egzaminie. Takie stadne wyczekiwanie aż dr przyjdzie daje wiele informacji o tym co się dzieje na uczelni.

Może i zrobię kiedyś magistra ale już wątpię czy na UW. Prestiż prestiżem ale jeśli się sprawdzą obawy co do istotnego przedmiotu dla mnie, że będzie go prowadził nazywany przez koleżanki czule dr „gumowy klapek” i mówiąc krótko położy przedmiot, to się pochlastam  z żałości. Nie będę ryzykował ciągnięcia procesu zdobywania wiedzy magisterskiej na UW z takim wykładowcą i w takim bałaganie, nie chcę papieru tylko wiedzę.

Mam rok na weryfikację spostrzeżeń (a instytut na przekonanie mnie i innych że warto do niego uczęszczać dalej), a że idą ważne chwile było nie było rok to jest nasz  ostatni ;) to aż się boję co może nas spotkać.

wow wyżaliłem się, ale wcale mi nie lepiej :(

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: poza kategorią

Autor: Niedoszły Bibliotekarz

Dinozaur pamiętający czasy LOAD "*",8,1 oraz szczęśliwy posiadacz BBS-a przez tydzień. Wizjoner, z żalem w sercu obserwujący jak "dziki zachód" internetu upada na kolana pod wpływem polityków i korporacji. Aktualnie władca CMS-ów na państwówce. Wyznawca synergii oraz Pastafarianizmu. Możesz go podglądać na Facebooku czy Twitterze

6 komentarzy

  1. Nie tylko na UW tak jest. Ja studiuję na UŚ i to też porażka. Magistra raczej będę robić, ale na pewno nie tam. W każdym razie ja przynajmniej domyślam się kiedy pojawi się plan zajęć. Zapewne tak jak zwykle, dzień przed pierwszym zjazdem. Ciekawi mnie czemu koleżanki studiujące na UJ jakoś nie narzekają, pewnie sprawdzę to za rok.

  2. Ja za czasów mojego studiowania [czyli 8 lat temu], myślałem przelotnie o przeniesieniu się po dziennym licencjacie na zaoczne magisterskie.
    Jak widzę niektóra kadra na mojej instytutowej alma mater, jest nie zniszczalna.
    btw. miałem kiedyś zamiar chodzić na fakultet z programowania obiektowego u pana dr inż., ale po pierwszych zajęciach czym prędzej się wycofałem i wybrałem seminarium z historii indian północnoamerykańskich :-)

    ps. zostawiłem ci tweeta ws. pracy
    odezwij się jak możesz na e-mail’a
    rubeus@gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *